Czarkan

Tej nocy znów nie dane mi było spać. Za oknem szalała burza. Krople deszczu siekły szybę, wiatr wył, a w oddali trzaskały pioruny. Czarne niebo raz po raz przecinała pajęczyna błyskawic. Wyglądało to tak, jakby za chwilę cały świat miał pęknąć i runąć w przepaść. Prosto na moją głowę.

Przewróciłem się na drugi bok. Może powinienem wstać? Nadal nie skończyłem pracy. Odruchowo sięgnąłem w kierunku szafki nocnej. Leżał tam przedmiot, z którym nigdy się nie rozstawałem.

Ze zdumieniem stwierdziłem, że tym razem miejsce było puste.

Natychmiast przeszukałem szufladę, lecz znalazłem jedynie latarkę. Rozległo się ciche pstryknięcie. Po chwili mrużyłem oczy pod wpływem sztucznego światła.

Ostrożnie przemierzałem pokój, oświetlając poszczególne meble. Mój skarb pewnie został

w pracowni. Od tego pomieszczenia dzieliła mnie jednak znaczna odległość. Po drodze mogło się jeszcze wiele wydarzyć. W przeszłości niejednokrotnie miałem do czynienia z nietypowymi sytuacjami. Zawdzięczałem to głównie bujnej wyobraźni i wykonywanemu zawodowi. W końcu takie zajęcie nie należało do przyziemnych.

Pierwszy dziwny dźwięk dopadł mnie na środku korytarza. Rozdzierający, szyderczy śmiech rozbrzmiał tuż nad moją głową. Skoczyłem naprzód i instynktownie przylgnąłem do ściany. Latarka  potoczyła się po dywanie, gdzie wkrótce zgasła. Zostałem sam w ciemnościach.

Ale to nie był koniec. Po chwili usłyszałem coś jeszcze. Najpierw powolne, ciche, potem coraz donośniejsze. Sapanie. Przyspieszony oddech ogromnej i najwyraźniej głodnej istoty.

Na pewno nie człowieka. To coś nie pochodziło z naszego świata.

Bałem się, jednak nie byłem aż takim egoistą, by nie pomyśleć o tym, co dla mnie najcenniejsze. Po chwili namysłu zdołałem zmusić się do działania. Po omacku odnalazłem schody prowadzące

na wyższe piętro. To stamtąd prawdopodobnie dochodził hałas. Pokonywałem kolejne stopnie, korzystając z migawkowego światła błyskawic. Straszne odgłosy nie powtórzyły się. Przynajmniej na razie.

Wreszcie dotarłem na górę i skierowałem się do pracowni. Ciemność gęstniała, przez co coraz trudniej było mi się poruszać. Wyciągnąłem ręce, usiłując uniknąć zderzenia ze ścianą. Szedłem jak ślepiec, powoli i nieporadnie.

Drzwi do pokoju stały otworem, chociaż wcześniej z pewnością je zamykałem. Nie była to jedyna zmiana. Otaczało mnie intensywne białe światło. Przez chwilę odniosłem wrażenie, że noc dawno się skończyła. Poświata wypływała wprost ze stojącego przy oknie biurka. Na blacie leżał mój najdroższy przedmiot. Ręcznie pisane litery nawoływały do ponownego przeczytania już zapełnionych stron. Nie mogłem jednak czynić tego wiecznie. Wyznaczyłem sobie cel – dokończyć opowieść. Za wszelką cenę.

Z zadumy wyrwało mnie ostrzegawcze warczenie. Ciarki przebiegły mi po plecach. Już trzeci dziwny dźwięk tej nocy. Tym razem zwierzęcy odgłos dobiegał zza okna. Nerwowo wyjrzałem     na zewnątrz. Poza błyskawicami i chwiejącymi się gałęziami drzew nic nie zwróciło mojej uwagi.

Odszedłem od parapetu i wróciłem do biurka. Postanowiłem sprawdzić, czy moje dzieło rzeczywiście nie ucierpiało. Usiadłem na krześle, a biała poświata nakryła mnie niczym kopuła. Wiedziałem, że nie stanowi zagrożenia, widywałem ją bowiem wcześniej. Za to odgłosy bestii były znacznie bardziej intrygujące.

Zacząłem rozkoszować się dotykiem zapisanych kartek. Z cichym szumem przewracałem stronice, gdy potwór odezwał się ponownie. Gwałtownie odskoczyłem od biurka, ledwo utrzymując równowagę na krześle. W uszach wciąż wibrowało mi przenikliwe wycie. Mój oddech przyspieszył.

Tymczasem księga zamknęła się z trzaskiem. Gdy spojrzałem na okładkę, serce podeszło mi

do gardła. Gruba warstwa brązowej skóry była rozcięta. W osłupieniu wbijałem wzrok w pięć długich kresek. Prawda powoli do mnie docierała. Pięć nacięć. Pięć pazurów. Zacisnąłem palce

na okładce. Kim był oprawca mojej książki? Czy szponiasta łapa należała do stwora prześladującego mnie tej nocy? Nie zdziwiłbym się, gdyby to właśnie on odpowiadał za całe zło.

Odnalazłem stronę, na której wieczorem zakończyłem przygodę z powieścią. Nagle znikąd pojawił się na niej rysunek. Zamrugałem. Nie przywidziało mi się. Naprawdę tam był. Niezidentyfikowany ludzik. Jednak im dłużej na niego patrzyłem, tym bardziej stawał się podobny do mojego jedynego przyjaciela. Po chwili nie miałem już wątpliwości, kto mi się ukazał. Błagalne spojrzenie wielkich oczu przeszywało mnie na wylot. Ręce bohatera wyciągały się w poszukiwaniu pomocy. Nie mogłem go tak zostawić.

  • Bądź dzielny, Czarkanie – powiedziałem na głos. – Zaraz przybędę ci na ratunek.

*

Nie dotrzymałem obietnicy. Nie znalazłem Czarkana. Ani tamtej nocy, ani nigdy później.

Mój bohater przepadł. Zniknął. Nie wrócił.

Od chwili jego odejścia nie napisałem strony. Zdania. Nic. Pustka. Tak uwielbiałem słowa.

Nie narzekałem na ich niedostatek. Wylewały się ze mnie obficie. Spływały na wszystko, czego dotknąłem. Zapełniały kartki barwnymi historiami. Powoływały do życia postacie, które stawały się moimi przyjaciółmi. Budowały lepszy świat.

Teraz zaczynają wymierać. Marnieją. Często nie chcą przychodzić. Znienawidziły mnie. Porzuciły. Napisanie jednego akapitu wymaga ogromnego wysiłku. Jest jak mozolna wędrówka

pod górę. Nigdy nie podejrzewałem, że to powiem. Nie mam już ochoty na pisanie.

Bez celu błąkam się po własnym domu. Nie znajduję pocieszenia nawet w przeglądaniu poprzednich książek. Czasy, kiedy potrafiłem w tydzień napisać obszerną powieść, wydają się  bardzo odległe. Jakby autorem tych dzieł była zupełnie inna osoba. Owszem, nie publikowałem ich pod prawdziwym nazwiskiem. Uważałem, że pseudonim da mi wolność. Żyłem w błędzie.

Tymczasem przeszłość coraz mocniej dobija się do mojej świadomości. Pragnie na nowo mnie odnaleźć. Uparcie usiłuje nawiązać kontakt. Szuka słabych punktów. Po pewnym czasie już wie, co mi zaproponuje. Uwolnienie Czarkana.

Jeśli chcę odzyskać przyjaciela, muszę przyjąć te warunki. To jedyne rozwiązanie.

***

  • Nadal nie mogę w to uwierzyć!

Zuzanna siedziała na eleganckiej kanapie, kryjąc twarz w dłoniach. Po jej policzkach spływały łzy. Czuła się winna. Żałowała. Teraz, po upływie wielu lat, naprawdę doświadczała braku ojca.

Wiadomość nadeszła nagle. Jak pocisk. Znienacka. Powiedzieli, co się stało. Kazali przyjechać. Nie mogła odmówić. Jak by to wyglądało?

Na szczęście mąż postanowił jej towarzyszyć. Dopiero gdy znaleźli się na miejscu, zrozumiała swój błąd. Stali przed wielkim, choć mocno podniszczonym domem. Samotnym budynkiem porzuconym gdzieś w głębi lasu. Wokół uwijała się grupa policjantów. Nie brakowało też telewizji. Zuzanna wiedziała, że nie dadzą jej spokoju. W końcu była córką pisarza. Ojciec nigdy nie należał do szczególnie znanych autorów. Teraz miał jednak szansę zasłynąć. Dzięki niespodziewanej śmierci. I córce, która wiele lat temu wymazała go ze swojego życia.

Wszystkie dowody wskazywały na to, że mężczyzna zginął w wyniku postrzału. W jego dłoni znaleziono pistolet, nieopodal zaś skrzynkę na broń. Istniało tylko jedno wyjaśnienie. Samobójstwo.

Dom pisarza został starannie przeszukany. Zabezpieczono wszystko, co mogło mieć związek

z jego śmiercią. Włącznie z niedokończoną książką. W ręce policji wpadł również pamiętnik.

Z analizy zebranych materiałów wynikało, że zmarły cierpiał na depresję. Przez to właśnie miał odebrać sobie  życie. Samotność. Mieszkanie z dala od cywilizacji. Do tego dochodziła dręcząca go od pewnego czasu niemoc twórcza.

Zuzanna postanowiła przyjrzeć się sprawie z bliska. Chociaż raz chciała zrobić coś dobrego. Wiedziała, że nie zmieni przeszłości. Liczyła jednak na bliższe poznanie ojca. Jedynym na to sposobem okazały się jego dzieła. Zwłaszcza zagmatwany rękopis, który nigdy nie doczekał się zakończenia.

Zastanawiający był już sam wygląd księgi. Na okładce widniało dokładnie pięć nacięć do złudzenia przypominających ślady pazurów. Kobieta w myśli pochwaliła kreatywność ojca. Żył jak pustelnik, a jednak wiedział, co to efekty specjalne. Tego się po nim nie spodziewała.

Dalej przewracała strony. W normalnych warunkach nigdy nie zainteresowałaby się tego typu literaturą. Najwyraźniej była to powieść przygodowa. Nie, raczej fantasy. Kompletnie odrealniona historia, zmyślone miejsce akcji i nieprawdopodobne postacie. Główny bohater nosił dość osobliwe imię – Czarkan.

Śledząc losy postaci, Zuzanna stwierdziła, że Czarkan był niezłym łobuzem. Przez swoje wybryki nieustannie wpadał w tarapaty. Zawsze jednak udawało mu się pokonać przeciwności losu. Niestety, ostatnia z opisanych przygód nie rysowała przed nim szczęśliwej przyszłości. Czarkan padł ofiarą dzikich bestii, które porwały go i uwięziły w swoim królestwie. Mijały tygodnie,

a pomoc nie nadchodziła. Bohater zaczął tracić nadzieję. Nie miał żadnego planu ucieczki.

Zaintrygowana kobieta obróciła kartkę i jęknęła z rozczarowaniem. Tekst po prostu się urywał. Brakowało dalszego ciągu. Na dole strony pozostawiono jedynie mały rysunek. Bez wątpienia przedstawiał on człowieka. Co więcej, wizerunek postaci pokrywał się z opisem książkowego Czarkana. Ludzik stał z uniesionymi rękami, a jego usta układały się do krzyku. Wyglądał

na przerażonego. Zuzanna niemal słyszała wołanie o pomoc. Zadrżała.

Następnym przedmiotem, który należało obejrzeć, był pamiętnik. W nim również pojawiał się Czarkan. Tu jednak występował w roli najlepszego przyjaciela autora. Takiego, z którym ten rzekomo znał się od zawsze. Kobieta utwierdziła się w przekonaniu, że jej ojciec zwariował

z samotności i wymyślił sobie towarzysza niedoli. A potem po prostu stworzył o nim książkę.

Zuzanna zauważyła wyraźną zmianę w ostatnich zapiskach. Wyznania nagle stały się zadziwiająco krótkie, złożone z mniej wyszukanych słów, wyzute z emocji. Powodem tej niemocy twórczej miało być zagadkowe zniknięcie Czarkana. Pisarz nie mógł znieść jego nieobecności. Uważał, że zawiódł przyjaciela. Pewnego dnia znalazł rozwiązanie. Tak przynajmniej twierdził. Było to zdanie zamykające pamiętnik.

Kobieta oparła głowę na ramieniu męża. Usiłowała odepchnąć od siebie tragiczne wspomnienia, te jednak uparcie powracały. Stary dom. Zwłoki ojca. Pistolet. Samobójstwo. Wiedziała, że straszne obrazy nigdy nie dadzą jej spokoju.

  • Nie powinnam… – jęknęła. – Nie powinnam była go tak zostawić. Może gdybym…

To nie jest twoja wina – powiedział Tomasz.

Właśnie, że moja!

Nieprawda. On był chory. Nie mogliśmy mu pomóc.

Zuzanna nie miała ochoty na kłótnię. Upieranie się przy swoim do niczego nie prowadziło. Musiała zaakceptować tę śmierć i żyć dalej – dla siebie.

Zdawała sobie sprawę, że nigdy nie pozna odpowiedzi na niektóre pytania. Czy ojciec ją kochał? Dlaczego mieszkał na odludziu? Skąd miał broń? I kim tak naprawdę był?

***

Leśną drogę omiatały dwa snopy światła. Po kamieniach toczył się olbrzymich rozmiarów czarny samochód. Pojazd stanowczo nie pasował do otoczenia. Okolicę zamieszkiwały niezbyt zamożne osoby. Na pewno nie było tu kogoś, kto mógłby pozwolić sobie na tak luksusowy środek transportu. Tajemniczy gość musiał przyjechać z daleka, może nawet z zagranicy.

Auto dotarło do celu. Silnik zgasł. Drzwi otworzyły się i kierowca wyskoczył na ścieżkę. Podobnie jak samochód zdawał się pochodzić z zupełnie innego świata. Przypominał bohatera filmu akcji. Wielki, umięśniony, ubrany w czarną kurtkę. Oczy zasłonił ciemnymi okularami.

Nie wyglądał na przyjaznego. Większość ludzi pewnie spanikowałaby na jego widok.

Tymczasem potężny mężczyzna powoli zmierzał przed siebie, zajmując prawie całą szerokość drogi. Kamienie chrzęściły pod ciężkimi butami. Z zarośli dobiegało pohukiwanie sowy. Nadchodził wieczór. Sceneria stawała się coraz groźniejsza.

Zza drzew wyłoniła się niezgrabna bryła dużego budynku. Dom niemal sypał się ze starości. Tynk dawno odpadł i mury pokryte były porostami. Na dachu brakowało anten. Nic nie wskazywało również na obecność elektryczności. Otoczenie rudery było w opłakanym stanie.

Nikt nie zadbał o jakikolwiek płot, nie wspominając już o ogrodzie. Wokół rosły tylko pospolite leśne krzewy oraz kilka drzew, których gałęzie znajdowały się niebezpiecznie blisko okien.

Na drzwiach wisiała tablica z napisem: ,,NA SPRZEDAŻ”.

  • A więc to prawda… – powiedział do siebie mężczyzna.

Życie nauczyło go, że nie należy wierzyć we wszystko, co pokazują w wiadomościach. Miał

w tym pewne doświadczenie. Naginanie rzeczywistości było jego specjalnością. Czasami tylko to umożliwiało mu przeżycie.

Teraz jednak musiał przyznać mediom rację. Właściciel domu nie żył.

Tajemniczy obserwator z niedowierzaniem pokręcił głową.

  • Popatrz, jak skończyłeś, stary! – zawołał nagle.

Odpowiedział mu skrzek nieco urażonej sowy. To go nie powstrzymało. W gęstniejącym mroku zawisło natarczywe pytanie:

  • Odwaliło ci?! Do reszty ci odwaliło?!

Cisza. Mężczyzna rozłożył ręce, uśmiechając się ponuro.

  • Przecież mogłeś być wielki… Tak… Wielki Czarkan…

Przez chwilę jego twarz wyrażała pogardę. Rzucił ostatnie spojrzenie na opuszczony budynek,

po czym obrócił się i ruszył w drogę powrotną. Tym razem szedł zdecydowanie szybciej.

Wkrótce na ścieżce znów zamigotały światła. Czarny samochód wycofywał się z lasu. Kierowca umiejętnie wyprowadził pojazd na szosę. A potem, zabrawszy ze sobą tajemnicę Czarkana, odjechał w nieznane.

Jak podobał ci się ten tekst?
[Głosów:0    Średnia:0/5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *