Jasmine po ciężkim dniu spędzonym na uczelni wróciła do domu. Usiadła przy oknie, bezmyślnie patrząc w dal. Jej głowę zaczęły zaprzątać szare myśli. Nadciągały niczym deszczowe chmury, sprawiając, że świat stawał się się smutny i nijaki. Odkąd zamieszkała sama, nic nie sprawiało jej radości. Obserwując krople deszczu ścigające się po szybie pomyślała, że czegoś jej brakuje. Czegoś, co nadałoby jej życiu barw. Zauważyła grupkę młodych ludzi idących chodnikiem. Wszyscy roześmiani, szczęśliwi. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości i tęsknotę za jej przyjaciółmi, którzy zostali w Londynie.
Stwierdziwszy, że i tak nie ma co robić w domu, udała się na przechadzkę. Gdy mijała chyba już po raz setny w tym miesiącu rzeźbę o niezidentyfikowanym kształcie i kawiarnię, do której nie miała okazji zajrzeć, jej wzrok przykuło schronisko dla zwierząt. Mimo że przechodziła tamtędy mnóstwo razy, dopiero teraz zwróciła na nie uwagę. Coś kazało jej przekroczyć bramę tego miejsca. Nadgryziony zębem czasu płot nie wyglądał zachęcająco, ale starała się na to nie zważać.
Im bardziej szła w głąb schroniska, szczekanie, które przypominało wołanie o pomoc, przybierało na sile. Jasmine głośno przełknęła ślinę i starała się uspokoić odrobinę za mocno bijące serce. Zaczęła zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby zawrócić, gdyż wszechobecny hałas i niesamowicie przygnębiająca aura tego miejsca ją przytłoczyły.
Zmieniła zdanie, widząc pierwsze klatki, a w nich psy. Każdy z nich miał w oczach nadzieję. Nadzieję na to, że może dziś to jemu się poszczęści, że jakiś człowiek zabierze go ze sobą do przytulnego domu i pokocha. Ale jeden z nich różnił się od pozostałych. On nie miał w oczach tej nadziei. Wyzierało z nich cierpienie i jakby zwątpienie w to, że jego los ma szansę jeszcze się odmienić. Ten pies był piaskowego umaszczenia, o wielkich, bystrych oczach, którymi bacznie obserwował nieznajomą. Jasmine, widząc starszą kobietę w roboczym ubraniu, od razu do niej podeszła. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej o tym zwierzęciu. Starsza pani spojrzała z politowaniem i powiedziała tylko, że dla niego już raczej nie ma wybawienia i najpewniej doczeka końca swoich dni w tym okropnym miejscu, nie zaznając szczęścia. Dziewczynie jak echo odbijały się w głowie słowa kobiety.
Nie ma wybawienia…
Dziewczyna podeszła bliżej do stworzenia, które wzbudziło w niej tak dużą sympatię, i dotknęła jego pyszczka, który wetknął pomiędzy kraty.
Bramy schroniska opuszczała już z towarzyszem.
Czując radość i swego rodzaju dumę, że udało jej się zmienić świat dla tego jednego zwierzęcia, szła raz po raz na nie spoglądając. Pies niepewnie merdał ogonem i co chwilę na nią zerkał, jakby chcąc się upewnić, że dziewczyna nadal za nim jest, że nie zniknęła. Jasmine usiadła na ławce, a tuż obok jej stóp położył się jej psi towarzysz, patrząc na nią z wielką wdzięcznością. Dziewczyna, obserwując grupki przyjaciół wygłupiające się i śmiejące do rozpuku, nie przeżywała już tego uczucia na kształt zazdrości. Szczerze się do nich uśmiechała, a oni odpowiadali jej tym samym. Wizyta w schronisku coś jej uświadomiła. A mianowicie to, że nie można czekać, aż przyszły przyjaciel sam nas znajdzie, tylko trzeba przejąć inicjatywę i poszukać go samemu.
Po powrocie do mieszkania Jasmine zrobiła kolację. Gdy pies poczuł się pewniej w nowym domu, pod wpływem wielkiego szczęścia i ekscytacji wskoczył na stół, strącając przy tym talerz z jedzeniem. Pyszne spaghetti rozbryznęło się po całym pokoju, a talerz obrócił w drobny mak. Dziewczyna chciała skarcić swojego pupila, ale nie mogła powstrzymać śmiechu. Pierwszy raz od wielu tygodni naprawdę się śmiała. Pies nieświadomy tego, że zrobił coś nietaktownego, spojrzał się na swoją właścicielkę nic nie rozumiejąc i merdając ogonem, po czym przytulił się do niej.
Następnego dnia Jasmine zerwała się z łóżka pełna energii. Idąc na zajęcia, zwracała uwagę na ludzi dookoła. Panią w wysokich szpilkach, która codziennie biegnie na tramwaj, gubiąc jeden z butów, pana sprzedającego warzywa, wiecznie narzekającego na dzisiejszą młodzież, i małżeństwo, każdego dnia wytykające sobie, które z nich mniej dba o obowiązki domowe. Każdego z nich dziewczyna spotykała wcześniej, ale dopiero teraz uśmiechała się na ich widok, czując coś w rodzaju sympatii. Weszła nawet do kawiarni, tej, której nie miała szansy nigdy odwiedzić, sycąc się unoszącym się tam zapachem kawy i szarlotki.
Od niepozornego stworzenia, jakim jest pies, Jasmine nauczyła się czerpać radość z małych rzeczy, być wdzięczna za wszystko, co się ma. Była rozpromieniona, wiedząc, że ktoś czeka na nią w domu i czule wita ją, gdy wraca. A jej psi towarzysz przekonał się, że nie warto tracić nadziei. Bo zawsze w naszym życiu może znaleźć się ktoś, kto uczyni je lepszym i nada mu sens.