Jest noc,
Październikowy huczy wiatr,
Wtem kot, tak dotąd nieruchomy,
Przebiega plac,
I miauczy, i łasi się
Do nóg, do sukni aksamitów,
Gdzie wczoraj stał
zimny, brązowy stop,
Lecz już, w blasku księżyca skąpana
Stoi, dziewczynka skąpo ubrana,
A wiatru huk zagłusza
Stuk jej maleńkiego serca,
Jak duch, jej cera biała,
Chłodem policzki oblane,
Jak trup, jej oczy mokre
Wiatrem wychłostane
Od głów do stóp dreszcze,
Gorączką szarpane myśli,
Wojenne koszmary,
Ale uśmiech na jej skroni
Błyszczy, nie do wiary!
I stoi tak nocami,
A odpoczywa we dnie,
I patrzy tak latami
Na świat, życie powszednie,
Patrzy, lecz już nie widzi
Znajomych twarzy, oczu
I Tylko przy jej nogach
Jeden znajomy kocur,
Kota na ręce pochwyci,
I szepcąc mu miłe słowa
Pełne miłości, smutku,
Lutnią swą go ukocha
Tak każdej nocy, od nowa…
Lecz w życiu już tak bywa,
Że po księżycu słońce,
A po dziewczynie posąg
I tylko słowa, płynące
Z wiatrem październikowym…
A kot, zanim zaśnie, także
szepce jej do ucha:
– Halinko, nie martw się,
Ale Halinka nie słucha.