To ja, (nie)znajomy

Puk puk, zastałem monsieur Ange?
Z tej strony stary przyjaciel wasz.
Przybyłem się z Panem rozmówić.
Nie, ależ skąd, nie chcę teraz drwić!

W wypadku owym, Pan raczy mnie uważnie wysłuchać.
O naszej wczesnej wrogości nie trzeba przypominać.
Ostatnimi czasy udało nam się skruszyć lody,
Nie ukrywam, nie miałem na to wcale ochoty.

Źle się z tym czuję, ta bliskość mnie niepokoi!
Kiedyś było wiadomo, iż do mnie nie przystoi
Zbliżać się bez żadnej zbroi tudzież broni.
Przecież przystawiałem Panu lufę do skroni.

Szeptałem z tyłu wyrachowane, zimne słówka.
Nakłaniałem do złego, by aż rozbolała główka.
Zakazanym owocem dumnie świeciłem przed oczyma,
To przybliżałem, to oddalałem, licząc, że Pan nie wytrzyma

Le virtuose ze mnie, to fakt. Jednak aż nazbyt dobry!
Zbyt intensywnie pracowałem byś był tak “szczodry”.
Przejąłeś me obowiązki, moje zamiłowania.
Dlaczego na mnie więc spadły Boskie skarania?

Ogłaszam wszakże, na urlop wyjeżdżam.
Co będzie z Tobą za bardzo nie dbam!
Jednakowoż mam wzgląd na siebie…
To jest, mimo woli, muszę dbać o Ciebie.

Gdy mnie zabraknie, może się otrząśniesz.
Samemu chyba jakoś szybciej dorośniesz.
Miej na uwadze byś jeszcze stąpał po świecie!
Bez Pana nie mam co robić, Panie “zgniły kwiecie”.

Tyś mnie zdegradował, zbyt zachłannie robiąc co każę!
Będę czekał teraz na dawny awans, szykując Twe ołtarze.
Upadły aniele, upierz swe skrzydła i wzleć na wyżyny!
Gdyż jeżeli masz przepaść w otchłani, to ino z mojej winy!

Jak podobał ci się ten tekst?
[Głosów:0    Średnia:0/5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *