Czytający Sienkiewicza dziewiętnastowieczny ziemianin, siedzący wygodnie w fotelu na altanie swojego zabużańskiego dworku, pamiętającego jeszcze czasy króla Stasia doprawdy musiał reagować na krotochwile pana Zagłoby w sposób identyczny, co jego prawnuk, a więc śmiechem donośnym. Wiele zmieniło się od czasu, kiedy w krakowskim ,,Czasie” wychodziły drukowane w odcinkach składające się na ,,Trylogię” książki, a mimo to Sienkiewicz wciąż bawi i wzrusza całe pokolenia Polaków. Ten, jak go określił Witold Gombrowicz ,,pierwszorzędny pisarz drugorzędny” odnalazł widocznie klucz do duszy polskiej. Jednak to nie próba dojścia po śladach Litwosa do tegoż klucza będzie przedmiotem niniejszego tekściku, a wpływ, jaki ,,Trylogia” wywierała i wciąż wywiera na kulturę polską.
Na pierwszy plan wysuwa się tutaj jegomość Zagłoba – ,,czerep rubaszny”, uosobienie warcholstwa, skłonności do anarchii, również pijaństwa (chociaż zauważmy, iż to Zagłobę do trunku namawiano, on zaś, jako człek polityczny nigdy nie odmawiał, ale umiar zachowywał i innych do tego samego zachęcał). Zagłoba ma też drugą twarz – człowieka bądź co bądź mężnego, a w dodatku inteligentnego i przebiegłego, ale tę przebiegłość wykorzystującego nie do jakichś niecnych uczynków, ale aby wyrwać siebie i przyjaciół z opresji, czy pomóc w negocjacjach ze szwedzkimi posłami. Tę niejednoznaczność, może nawet sprzeczność wewnętrzną Zagłoby skrytykował Bolesław Prus słowami: “Zagłoba to wielka figura, najznakomitsza w powieści, lecz nierealna. Można bowiem posiadać w sobie pierwiastki z Falstaffa i z Ulissesa, ale nie można być obydwoma razem.” Przykra to, zaiste, diagnoza i myślę, że Prus rozminął się nieco z prawdą, zwrócił jednak uwagę na rzecz naprawdę ważną. To właśnie połączenie Szekspirowskiego Falstaffa, czyli pierwiastka warcholstwa i rubaszności, z prześwietnymi fortelami Zagłoby, jego twarzą Ulissesa, okraszone dobrodusznością i prostolinijnością uczyniły z niego tak popularną postać. W istocie Zagłoba stał się symbolem i to wszechobecnym w naszej kulturze i codzienności – od zacnych staruszków żartobliwie naśladujących jego wypowiedzi, po nawet i dojrzałe wypowiedzi poetyckie, których bohaterem jest jegomość Onufry (,,Pan Zagłoba” Lechonia).
Nie samym jednak Zagłobą ,,Trylogia” stoi. Drugim powodem jej niemalejącej popularności są niektóre wątki, nazwijmy je – wojennymi. Na tym polu wyróżniają się zdecydowanie trzy postacie – Stanisław Skrzetuski, Jerzy Michał Wołodyjowski i Andrzej Kmicic. Trzy różne osoby, trzy różne typy charakteru, zjednoczone jednakowoż w nieustającej trosce o ojczyznę. Skrzetuski stał się symbolem nieugiętego rycerza chrześcijańskiego, w zasadzie wolnego od wad i mającego w sobie coś z wielkich ,,wojenników” antyku i średniowiecza. Wołodyjowski – kochliwy rycerzyk i niezrównany zagończyk na stałe zagościł w naszej kulturze, nabierając symboliki zarówno wspaniałego rycerza, jak i dobrego, opiekuńczego męża. Pan Kmicic z kolei stał się bodaj najbardziej znanym warchołem w historii polskiej literatury, a jego odwagę i brawurę, a nawet styl bycia starało się naśladować wielu młodych żołnierzy. Zauważmy więc, że oddziaływanie tej płaszczyzny ,,Trylogii” na kulturę polską było szczególnie zauważalne w czasach wojny. Podczas kampanii wrześniowej dowódcy wojsk polskich broniących Wizny – Władysław Ragins i Stanisław Brykalski złożyli, wzorem pana Wołodyjowskiego i Ketlinga przysięgę, że żywi nie ustąpią z bronionych pozycji. Kiedy porażka stała się faktem – dotrzymując danego słowa, rozerwali się granatem. Chyba trudno o bardziej dosadny przykład wpływu Sienkiewicza na Polaków.
Nie zapomnijmy jednak o ekranizacjach Sienkiewiczowskiej prozy, zwłaszcza zaś o adaptacji dokonanej na przestrzeni trzydziestu lat przez Jerzego Hoffmana. Jego filmy spopularyzowały ,,Trylogię” i zdecydowanie zwiększyły jej znajomość wśród Polaków. ,,Ogniem i mieczem” pozostaje filmem z największą oglądalnością wśród polskiej widowni wyprodukowanym po 1989 roku. Widać więc jak na dłoni, że ,,Trylogia” łączy Polaków i robi to w sposób niesamowity – z tych samych żartów śmieją się ludzie każdego wieku, wykształcenia, wrażliwości.
Dlaczego więc piszę o ,,Trylogii” – starej i nudnej książce, jak mogliby rzec malkontenci (mam nadzieję, że jest ich jak najmniej)? Otóż dlatego, że jest to dzieło wiecznie żywe, istniejące w zbiorowej świadomości Polaków. Większą część naszej wiedzy o Polsce sarmackiej czerpiemy z ,,Trylogii” – postacie archetypiczne dla tego okresu poznaliśmy dzięki Sienkiewiczowi. Czytelnicy i wielbiciele Litwosa ginęli na frontach wielu wojen, byli świadkami niezliczonej ilości wydarzeń historycznych, ale nie są gatunkiem, na szczęście, wymarłym. Miłośnicy ,,Trylogii” żyją jeszcze i trwają, toteż zadaję niniejszym – w ich, a także swoim własnym, imieniu- pytanie: może warto w tych niełatwych czasach sięgnąć po ,,Trylogię” dla pokrzepienia serc?