O złej sławie

Bycie gwiazdą Internetu w dzisiejszych czasach wcale nie jest takie łatwe. Podstawowymi atrybutami influencerów są: najnowszy Iphone, którym robi ciekawe zdjęcia na swoje social media, dom – może być wynajmowany tylko do robienia zdjęć/filmów, ale tło nowoczesnych pomieszczeń musi być na każdym ujęciu. Oczywiście samochód – w ostatnich latach królują wśród naszych instagramowych gwiazd mercedesy prosto z salonu, oczywiście w dniu odbioru posiadacze pozują ze swoimi maszynami przystrojonymi w czerwoną kokardę jak na filmach. Naturalnie internetowa gwiazda powinna posiadać rasowego pieska, najlepiej małego, słodkiego i drogiego, aby na zdjęciach wyglądał jak najlepiej. Często takie pieski pochodzą z pseudohodowli, o czym sama gwiazda dowiaduje się od swoich obserwatorów, którzy zdążą się już oburzyć z powodu bezmyślności posiadacza zwierzątka. Lecz oburzenie szybko mija, ludzie o tym zapominają i dalej podziwiają życie swoich influencerów. Piesek jest witany w Internecie niczym członek rodziny królewskiej, coraz częściej posiada własne konto na Instagramie, gdzie zasypuje obserwujących zdjęciami swojego słodkiego pyszczka. Czasami zdarza się, że internetowe gwiazdy nie mają tyle czasu dla ukochanego pupila, muszą wyjeżdżać na ciągłe wakacje, wyjazdy, spotkania „biznesowe”. Przez to opiekę nad zwierzątkami przejmuje rodzina zapracowanych instagramerów. A na czym ta praca influencera właściwie polega? Zależy, czy jest się influencerem – pasożytem, czy gwiazdą, która zasłynęła dzięki swojej wyjątkowości. Otóż ten pierwszy typ zdobył popularność, dzięki „wybiciu się” na innej sławnej osobie, która być może również zasłynęła w pasożytniczy sposób. Schemat jest prosty: aby zaistnieć, trzeba zrobić coś absurdalnie głupiego lub wplątać się w sidła internetowej „dramy”. Głupich pomysłów na szczęście młodym ludziom nie brakuje. Wystarczy zrobić coś niebezpiecznego lub obrzydliwego, najlepiej w towarzystwie popularnej osoby, ba, jeszcze lepiej, gdy sławna osoba zrobi to samo i już cieszymy się zainteresowaniem. A dramy? W dramach podstawą są dwie popularne osoby, które wywołają między sobą sprzeczkę. Wtedy to zaczyna się walka pomiędzy fanami jednej strony a drugiej. Generalnie rozpoczyna się ściek kłamstw na temat tego, że ktoś komuś coś zrobił, w co zaangażowane jest pół Internetu. I wtedy to osoby w sporze obrzucają się błotem, jakim tylko mogą. Wychodzą na jaw tajemnice, w konflikcie biorą udział osoby, o których Internet nawet nie miał pojęcia. Pojawiają się komentarze innych influencerów, jedni popierają, drudzy nie, jeszcze jedni coś „wiedzą” na ten temat, generalnie robi się z tego afera, której komentowanie się opłaca, ponieważ obserwujący przychodzą słuchać kolejnych bzdur od osób, których to nie dotyczy. Dramy wywoływane są nawet sztucznie, aby zwiększyć swoje zainteresowanie w tym internetowym światku. Internetowe pasożyty biorą w tym udział i najważniejsze dla nich jest, żeby zająć stanowisko w sprawie, na którym zyskają obserwujących. Ot taka ich praca i sposób na siebie. A co robią poza wakacjami i dramami? Zajmują się wyjałowionym sposobem na zarabianie pieniędzy. Prawie każdy influencer w dzisiejszych czasach posiada swój własny sklep, oczywiście odzieżowy. Niekiedy nasze gwiazdy zaskoczą nas pomysłowością, tak jak w ostatnich miesiącach zrobiła to Julia Wieniawa – wypuszczą swoją „własną” linię kiepskich kosmetyków i strojów do ćwiczeń. Dziwne, że produkty te przypominają pomysły Rihanny i Kim Kardashian. Skupmy się jednak na tych najbardziej popularnych pomysłach naszych internetowych indywidualistów. Niemalże każdy, kto posiada swój własny sklep, ma do zaoferowania swoich fanom dres. Człowiek może przeszukiwać internet dniami i nocami, aby znaleźć te idealne spośród tysiąca takich samych bluz i spodni dresowych influencerów. Co lepsze, klikając w linki do ich sklepów, zostajemy przekierowani do tego samego dystrybutora. Właściwie ubrania różnią się od siebie logiem, które się na nich znajduje, i ceną. Tak oto nasi mistrzowie kreatywności sobie radzą. Ale z własnych sklepów nasze gwiazdy – pasożyty nie utrzymałyby swojego mercedesa i apartamentu. Tutaj z pomocą przychodzą im reklamy, promowanie firm, współpraca. W głowie się nie mieści, ile reklam przepływa miesięcznie przez filmy na YouTubie czy relacje na Instagramie. Oczywiście, są influencerzy, u którzy rzadko coś reklamują i polecają produkty przydatne, których sami używają. Lecz mamy jeszcze tą ciemną stronę Instagrama i YouTube, gdzie posty i filmy dodawane są tylko i wyłącznie w celach zarobkowych. W tym wypadku – hulaj dusza, piekła nie ma. „Polecane” są produkty przeróżne, kosmetyki, suplementy diety, podrobione słuchawki Apple, urządzenia do wybielania zębów, odkurzacze. Najlepsze jest to, że reklamy tych rzeczy widzi się u niemal połowy twórców Instagrama i YouTube’a. Staje się to niezwykle uciążliwe, dlatego też niekiedy odbiorcy rezygnują z obserwowania takiej osoby, ale nie, nie – zobaczy tą samą reklamę u innej gwiazdy, więc właściwie nie uwolnimy się od tego ciągłego wciskania nam „wspaniałych produktów”. No cóż, jakoś ci nasi biedni królowie Internetu muszą zarabiać. Na szczęście świąteczny czas sprzyja reklamowaniu przeróżnych prezentów, również choinek, jak to stało się w przypadku popularnej youtuberki Andziaks. W ubiegłym roku nawiązała współpracę ze sklepem oferującym sztuczne choinki. Wybrała sobie duże, kilkumetrowe drzewko, które pech chciał okazało się być za duże, ponieważ przy wyborze zupełnie niepotrzebne było dopasować choinkę do wysokości pomieszczenia. Na swoim filmiku zareklamowała wspaniałą firmę, a następnie jej narzeczony Łukasz, przy kamerach ucinał część drzewka. Takie tam ucinanie, aby było ciekawie. W tym roku pani Andziaks również reklamowała w swoim filmiku choinkę, oczywiście nową, bo przecież sztuczne drzewko wymienia się co rok. Internet wstrzymał oddech w oczekiwaniu na to, czy nie będzie ono zbyt wysokie. Na szczęście w tym roku youtuberka zdecydowała się na skromniejszy wariant choinki, była o kilka metrów niższa. Uff, wszyscy odetchnęli z ulgą. Oby tylko inni twórcy hurtem nie wymieniali swoich choinek na takie same bądź ich nie ucinali. Niestety tej fali influencerów będących żywym słupem reklamowym nie sposób powstrzymać, ale warto wierzyć, że wśród odmętów internetu są twórcy z wartościowym kontentem, którzy nie potrzebują dowartościowywać się bluzami ze sklepu sygnowanego ich imieniem, czy robieniem tego samego, co wszyscy koledzy i koleżanki z branży.

Jak podobał ci się ten tekst?
[Głosów:4    Średnia:5/5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *