Spektakl „Nie płacz, Nemeczku” – recenzja

Niech przyzna się ten, kto chociaż trochę nie wzruszył się podczas śmierci Nemeczka w „Chłopcach z placu Broni.” Lektura ta jest wszystkim dobrze znana. Myślę, że każdemu
zdarzyło się choć raz odpowiadać na pytanie pokroju: „Czy śmierć Nemeczka była heroiczna?” na lekcji polskiego. Spektakl „Nie płacz, Nemeczku” przywołuje te wspomnienia, stawiając to samo pytanie, nadając jednak powieści Ferenca Molnára inne
znaczenie. Takie, o którym – mogłabym się założyć – Drogi Czytelniku, nie pomyślałeś wtedy, w 5 klasie podstawówki.

Sztuka ta zainteresowała mnie przede wszystkim dlatego, że – przyznaję – to ja byłam tą osobą, która płakała podczas śmierci Nemeczka. Patrząc już na sam tytuł „Nie płacz, Nemeczku”, myślałam, że wiem, czego się spodziewać: sentymentalna podróż po mojej ulubionej lekturze z podstawówki, na której końcu Nemeczek umiera w wyjątkowo wzruszający sposób, a ja zostaję na widowni cała we łzach. Pospieszyłam się jednak z przedwczesnym osądem, ponieważ – jak się okazało – byłam w głębokim błędzie.

Cała niespodzianka tkwi w tym, że inscenizacja niesie ze sobą zupełnie odwrotny przekaz niż jej materiał źródłowy. Powieść Molnára skupia się w dużej mierze na poświęceniu życia za ojczyznę oraz pochwala taką postawę. Chcąc nie chcąc trzeba przyznać, że dziecięcy świat placu Broni imituje pewne zachowania i mechanizmy, z którymi ma się do czynienia podczas prawdziwej wojny. Spektakl zaś na przekór temu zadaje pytanie – czy śmierć Nemeczka naprawdę była potrzebna?


Podczas sztuki sami bohaterowie – Nemeczek, Boka, Gereb i Feri Acz buntują się przeciw swojemu przedstawieniu w oryginalnym utworze. W szczególności ten pierwszy, który
samoświadomy swojego losu łamie narrację wbudowaną mu przez dorosłych i ma odwagę powiedzieć – byłem tylko dzieckiem. Łatwo jest wyobrazić sobie wyidealizowany obraz
chłopca, który nie zważając na swój młody wiek, ginie z miłości za swoją ojczyznę. Strasznie to poetyckie, czyż nie? Nie żyjemy jednak w wierszu Adama Mickiewicza, a w prawdziwym świecie, w którym nie wszystko jest takie idealne, a postawa taka, zamiast heroicznej i patriotycznej, powinna wydawać się jedynie smutna.

Należy oczywiście wspomnieć o jeszcze jednej, niezwykle istotnej postaci – o samym autorze powieści, Ferencu Molnárze. Śledzi on losy bohaterów, komentuje przebieg
wydarzeń, którego sam jest twórcą. Robi niejako za „głos przeszłości”, który konfrontuje się z buntem bohaterów i ich bardziej unowocześnioną interpretacją.

„Nie płacz Nemeczku” to spektakl zarówno dla starszych, chcących wrócić do dawnej lektury po latach, jak i dla młodych, mających bardziej nowoczesne spojrzenie na ten klasyk. Jako wielka fanka “Chłopców z placu Broni” już od 5 klasy podstawówki jestem w stanie polecić tę sztukę każdemu, kto otwarty jest na nowe, zupełnie niekonwencjonalne interpretacje znanych już utworów. Może i nie wyszłam z teatru z płaczem jak po przeczytaniu powieści, ale za to z przemyśleniami, na które sama bym wcześniej nie wpadła.

Jak podobał ci się ten tekst?
[Głosów:9    Średnia:4.7/5]

Jedna myśl na temat “Spektakl „Nie płacz, Nemeczku” – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *