,,Charlie” – recenzja


Niektóre filmy nie są tylko historiami opowiedzianymi na ekranie – są uczuciami, które
zostają z nami na zawsze. Charlie (2012) to jedno z tych dzieł, które nie tylko poruszają, ale
też pomagają zrozumieć siebie. To film o samotności, lękach i traumie, ale też o pierwszych
przyjaźniach, miłości i chwilach, które sprawiają, że czujemy się „nie do pokonania”.
Historia oparta na powieści Stephena Chbosky’ego, który sam podjął się jej reżyserii,
opowiada o Charliem – cichym, zamkniętym w sobie chłopaku, który właśnie zaczyna szkołę
średnią. Od początku czujemy, że dźwiga na barkach coś więcej niż tylko nieśmiałość.
Charlie nosi w sobie ciężar bolesnej przeszłości i powracających wspomnień, które nie
pozwalają mu normalnie funkcjonować. Jego życie zaczyna się zmieniać, gdy poznaje
Patricka i Sam – rodzeństwo, które wprowadza go w swój świat. Ich relacja staje się czymś
więcej niż tylko szkolną znajomością. To więź, która daje Charliemu siłę, by wyjść ze swojej
skorupy, uczyć się życia i stopniowo akceptować samego siebie.
To, co wyróżnia ten film, to jego subtelność w pokazywaniu emocji. Nie mamy tu wielkich
dramatycznych scen, które zmuszają do płaczu. Zamiast tego są niedopowiedziane spojrzenia,
krótkie chwile zawahania, czułe gesty, które mówią więcej niż słowa. Relacja Charliego z
Sam jest pełna ciepła – to uczucie pierwszej miłości, które nie zawsze kończy się tak, jak
byśmy chcieli. Patrick, grany przez charyzmatycznego Ezrę Millera, to postać, która wnosi do
filmu lekkość i energię, ale pod tą maską pewności siebie również kryje się ból.
Ważnym elementem filmu jest muzyka. Soundtrack, w którym znajdziemy utwory The
Smiths, Davida Bowiego, czy Sonic Youth, nie jest tylko dodatkiem – jest niemal kolejnym
bohaterem tej historii. Kultowa scena, w której Sam rozpościera ramiona w tunelu, a w tle
rozbrzmiewa Heroes, to moment, który oddaje całą istotę młodości – wolność, intensywność i
pragnienie, by choć na chwilę zatrzymać czas. Muzyka staje się także nośnikiem wspomnień,
jak wtedy, gdy Charlie nagrywa dla Sam kasetę z utworami, które mają dla niego znaczenie.
Ale Charlie to nie tylko piękne momenty. Film w delikatny, ale bardzo prawdziwy sposób
pokazuje depresję, traumę i samotność. Przez większość czasu nie wiemy dokładnie, co
przeżył Charlie – jedynie domyślamy się, że coś w jego przeszłości jest zbyt trudne do
wypowiedzenia. Jego ataki paniki, nagłe wyłączenia i pustka, która czasem go ogarnia, są
subtelnie wplecione w fabułę, aż do momentu, gdy prawda wychodzi na jaw. I to właśnie ta
prawda sprawia, że patrzymy na Charliego inaczej – nie tylko jako na chłopaka, który ma
problemy z dopasowaniem się, ale jako na kogoś, kto codziennie walczy o siebie. Jednym z
najważniejszych cytatów w filmie jest zdanie: „Przyjmujemy miłość, na jaką wierzymy, że
zasługujemy”. To proste, ale niezwykle trafne spostrzeżenie, które odnosi się do wszystkich
bohaterów tej historii. Sam, która wciąż angażuje się w złe relacje, Charlie, który nie potrafi
zaakceptować siebie, Patrick, który ukrywa swoje uczucia – każdy z nich w jakiś sposób
wierzy, że nie zasługuje na coś lepszego. To zdanie zmusza do refleksji i sprawia, że
zaczynamy zastanawiać się, jak sami postrzegamy siebie i swoje relacje z innymi.
Charlie to film, który nie tylko opowiada historię dorastania, ale też dotyka tematów, o
których często boimy się mówić – depresji, traumy, samotności, akceptacji. Pokazuje, że
nawet jeśli świat wydaje się przytłaczający, zawsze można znaleźć ludzi, którzy nas
zaakceptują i dadzą nam przestrzeń, by być sobą. To film o tym, że każdy outsider w końcu
odnajduje swoje miejsce – czasem w nieoczekiwany sposób.

Bo w końcu wszyscy chcemy czuć się częścią czegoś większego.

Jak podobał ci się ten tekst?
[Głosów:1    Średnia:5/5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *